26.10.2008 POGOŃ ZA LISEM
 

WYNIKI

FOTO Agnieszka Rybak FOTO Anna Sudoł  

Jak to LIS nosa myśliwym utarł

...odsłona pierwsza....

Poszukiwanie LISA nie było (nie jest) chyba tym, co lubię robić najbardziej. Zastanawiałem się nawet, co mógłbym o LISIE powiedzieć? Co o LISIE wiem?

Moje życiowe spotkania z LISEM są równe zeru. No chyba, że do tej statystyki zaliczymy programy telewizyjne z Tomaszem LISEM.

Do odważnych ponoć świat należy i dlatego niedzielę zarezerwowałem w swoim kalendarzu czas  na polowanie. Pewności i otuchy dodawał mi fakt, że jako pilot będę miał tą niesamowitą przyjemność jechać z Mistrzem Polski w TMMP – Przemkiem Psikiem. Dodawało mi to tak wielkiej i niesamowitej energii, że...dospać już prawie nie mogłem.

 Niedzielny poranek. Wyposażony w pozytywnych myśli wibracje, zaopatrzony w rajdowo-turystyczny ekwipunek stawiam się w miejscu zbiórki „myśliwych”. Okazało się, że polowanie na LISA w swoich kalendarzach miało zaplanowane 20 załóg. Wszyscy w skupieniu wielkim ( zapewne tez z marzeniami o udanych łowach ) wysłuchali odprawy w siedzibie Automobilklubu Wielkopolski przy ul. Towarowej.

 Wzrok wypoczęty, niezmącone myśli inne jak tylko o „LISICH” poszukiwaniach – wszystko to przemawiało za tym, że będzie to dla nas ( dla Przemka i dla mnie ) z całą pewnością udany myśliwsko dzień. Problem w tym, że tak myśleli zapewne wszyscy uczestnicy!!!!

Ruszyliśmy w drogę, której kierunek wyznaczały ślady ranionego, uciekającego lisa.

W pewnym momencie wpadłem w popłoch, przypomniałem sobie, że nie zabrałem myśliwskiej trąbki i mojego szczęśliwego talizmanu. Stropiłem się nieco, jednak wiarę w udane łowy i uśmiech w sercu przywróciły mi słowa mojego kierowcy ( Mistrza Polski przypomnę Przemka Psika) – „ spokojnie jedziesz ze mną”. I to wystarczyło by…

Wypatrywać coraz przenikliwiej śladów LISIEJ ucieczki. Potwierdziło się niestety to, że o LISACH mam niewielkie pojęcie. Wpatrując się na drogę wielokrotnie nie zauważyłem znaków na drzewach, małych słupkach i nawet…płotach. Cóż może teraz takie czasy nastały, ta technika i nowoczesność wkradły się też do LISIEGO życia, bo LIS kierunkami swojej ucieczki bardziej przypominał skocznego zająca. Hycał w tak dziwne miejsca!!!!!

Lasem, polem, różnych kierunków drogi zwiedziliśmy tropiąc. Szukając i wypatrując.

A do tego LIS zastawił wiele pułapek, wiele pytań. Wzburzona, podniecona łowami krew wiele razy zaczynała jeszcze mocniej krążyć, gdy szukaliśmy, szukaliśmy, szukaliśmy!!!!

Tylko my wiemy ile nerwów kosztowało nas odszukanie „OLEŃKI”!!!!

Wzrok wyostrzony, nerwy napięte, myśliwski nos – wszystkie nasze zmysły doprowadzić zdołały nas na metę.

Ostatnimi laty LIS czasami ukrywać się, bowiem zaczął na Torze Poznań w Przeźmierowie.

Ostatecznie poszukiwania LISA zakończyliśmy biegając, „kręcąc bączki” na próbach samochodowych i pysznego posiłku kosztując smaki w wesołej i miłej – już spokojnej – z innymi myśliwymi atmosferze.

LIS umknął nam daleko:-( Widać do następnego razu, za rok, wiedzę swoją będę musiał pogłębić i myśliwskie poszukiwania poćwiczyć, by nie wracać z pustymi ( bez LISA ) rękami.

 Relacja: Gajowy ( w marzeniach) Marucha Wojcieszak i jego „mistrzunio” Przemek Psik

 

...odsłona druga....

Uciekł lis…gdzie jest lis???  W pogoń za nim ruszyło 40 myśliwych, a że bali się lisa gonili go dwójkami, swoimi samochodami, bo komu by się chciało gonić lisa na piechotę. Tak zaczął się jeden z ciekawszych rajdów organizowanych przez Automobilklub Wielkopolski, Pogoń za lisem.

Rajd ciekawy i jakże odmienny od wszelkich innych imprez, gdzie kierowcy popisują się sztuką kręcenia kółkiem, a piloci umiejętnością czytania kreseczek i strzałeczek na kartce pełnej kwadracików i innych prostokątów. Podobnie jak każdego roku organizator zaplanował niebanalną trasę, a trasą tą pogonił lisa, rannego lisa. A lis, jak to ranny lis broczył krwią i na każdym ze skrzyżowań pozostawił niemało farby. Dzięki temu 20 pojazdów mogło podążać jego tropem, jeżdżąc i krążąc po licznych skrzyżowaniach, najczęściej mijając się jadąc w przeciwne strony. Każdy miał swoją koncepcję poszukiwań, swoją koncepcję pogoni. Gonitwa toczyła się po asfalcie, po szutrze, po lesie ale sprytne zwierzę choć ranne czmychnęło czym prędzej na metę. Tam też jego śladem trafiły wszystkie ekipy, biorące udział w pogoni w nadziei, że chwycą tą rudą kitę i to im przypadnie puchar w tej nie lada zabawie. Po trudach przebytej trasy, gdzie krew lała się strumieniami, uciakający lis zastawił na kierowców dodatkowe pułapki, placyki i słupki, a na nich rewelacyjne wręcz próby samochodowe, które przyniosły wiele adrenaliny i radości startującym weń kierowcom. Za to wielka pochwała i oby więcej tak przygotowanych prób samochodowych.

I już na samej mecie „już byli w ogródku, już witali się z gąską” a tu lis znów dał nogę do lasu i zmotoryzowani myśliwi musieli za nim popędzić pomiędzy drzewami. A że lis był sprytniejszy to zwiał, a uczestnicy gonitwy poprzestali na znalezieniu ukrytego w lesie hasła, którego sam organizujący rajd LIS, od nich następnie szeptem wysłuchiwał.

Po tych wszystkich atrakcjach gonitwy po lesie, poszukiwań farby broczonej przez lisa na połowie skrzyżowań w Poznaniu, odpowiedziach na postawione przez LISA pytania z trasy jak i teście ze znajomości przepisów ruchu drogowego wyłonili się zwycięscy tej szaleńczej gonitwy, połowa praktycznie ex equo nie mówiąc już o 2 pierwszych miejscach. Za kitę lisa chwycił jednak Marek Śmiglak i Dominik Wegner, plasując się o 2,2 punktu korzystniej niż Hubert Piątek i Beata Konon. Trzecie miejsce przypadło Błażejowi Krotoskiemu i Katarzynie Drewers. Każdy z myśliwych na koniec dostał nagrodę pocieszenia i już myśli jak tu lisa przechytrzyć w przyszłym roku.

 

Hubert Piątek

 ZAPRASZAMY DO KOMENTARZY