Jak to LIS
nosa myśliwym utarł
...odsłona
pierwsza....
Poszukiwanie LISA nie było (nie jest)
chyba tym, co lubię robić najbardziej. Zastanawiałem
się nawet, co mógłbym o LISIE powiedzieć? Co o LISIE
wiem?
Moje życiowe spotkania z LISEM są
równe zeru. No chyba, że do tej statystyki zaliczymy
programy telewizyjne z Tomaszem LISEM.
Do odważnych ponoć świat należy i
dlatego niedzielę zarezerwowałem w swoim kalendarzu
czas na polowanie. Pewności i otuchy dodawał mi
fakt, że jako pilot będę miał tą niesamowitą
przyjemność jechać z Mistrzem Polski w TMMP –
Przemkiem Psikiem. Dodawało mi to tak wielkiej i
niesamowitej energii, że...dospać już prawie nie
mogłem.
Niedzielny poranek. Wyposażony w
pozytywnych myśli wibracje, zaopatrzony w
rajdowo-turystyczny ekwipunek stawiam się w miejscu
zbiórki „myśliwych”. Okazało się, że polowanie na
LISA w swoich kalendarzach miało zaplanowane 20
załóg. Wszyscy w skupieniu wielkim ( zapewne tez z
marzeniami o udanych łowach ) wysłuchali odprawy w
siedzibie Automobilklubu Wielkopolski przy ul.
Towarowej.
Wzrok wypoczęty, niezmącone myśli
inne jak tylko o „LISICH” poszukiwaniach – wszystko
to przemawiało za tym, że będzie to dla nas ( dla
Przemka i dla mnie ) z całą pewnością udany
myśliwsko dzień. Problem w tym, że tak myśleli
zapewne wszyscy uczestnicy!!!!
Ruszyliśmy w drogę, której kierunek
wyznaczały ślady ranionego, uciekającego lisa.
W pewnym momencie wpadłem w popłoch,
przypomniałem sobie, że nie zabrałem myśliwskiej
trąbki i mojego szczęśliwego talizmanu. Stropiłem
się nieco, jednak wiarę w udane łowy i uśmiech w
sercu przywróciły mi słowa mojego kierowcy ( Mistrza
Polski przypomnę Przemka Psika) – „ spokojnie
jedziesz ze mną”. I to wystarczyło by…
Wypatrywać coraz przenikliwiej śladów
LISIEJ ucieczki. Potwierdziło się niestety to, że o
LISACH mam niewielkie pojęcie. Wpatrując się na
drogę wielokrotnie nie zauważyłem znaków na
drzewach, małych słupkach i nawet…płotach. Cóż może
teraz takie czasy nastały, ta technika i
nowoczesność wkradły się też do LISIEGO życia, bo
LIS kierunkami swojej ucieczki bardziej przypominał
skocznego zająca. Hycał w tak dziwne miejsca!!!!!
Lasem, polem, różnych kierunków drogi
zwiedziliśmy tropiąc. Szukając i wypatrując.
A do tego LIS zastawił wiele pułapek,
wiele pytań. Wzburzona, podniecona łowami krew wiele
razy zaczynała jeszcze mocniej krążyć, gdy
szukaliśmy, szukaliśmy, szukaliśmy!!!!
Tylko my wiemy ile nerwów kosztowało
nas odszukanie „OLEŃKI”!!!!
Wzrok wyostrzony, nerwy napięte,
myśliwski nos – wszystkie nasze zmysły doprowadzić
zdołały nas na metę.
Ostatnimi laty LIS czasami ukrywać
się, bowiem zaczął na Torze Poznań w Przeźmierowie.
Ostatecznie poszukiwania LISA
zakończyliśmy biegając, „kręcąc bączki” na próbach
samochodowych i pysznego posiłku kosztując smaki w
wesołej i miłej – już spokojnej – z innymi myśliwymi
atmosferze.
LIS umknął nam daleko:-( Widać do
następnego razu, za rok, wiedzę swoją będę musiał
pogłębić i myśliwskie poszukiwania poćwiczyć, by nie
wracać z pustymi ( bez LISA ) rękami.
Relacja: Gajowy ( w marzeniach)
Marucha Wojcieszak i jego „mistrzunio” Przemek Psik
...odsłona druga....
Uciekł lis…gdzie jest lis??? W pogoń
za nim ruszyło 40 myśliwych, a że bali się lisa
gonili go dwójkami, swoimi samochodami, bo komu by
się chciało gonić lisa na piechotę. Tak zaczął się
jeden z ciekawszych rajdów organizowanych przez
Automobilklub Wielkopolski, Pogoń za lisem.
Rajd ciekawy i jakże odmienny od
wszelkich innych imprez, gdzie kierowcy popisują się
sztuką kręcenia kółkiem, a piloci umiejętnością
czytania kreseczek i strzałeczek na kartce pełnej
kwadracików i innych prostokątów. Podobnie jak
każdego roku organizator zaplanował niebanalną
trasę, a trasą tą pogonił lisa, rannego lisa. A lis,
jak to ranny lis broczył krwią i na każdym ze
skrzyżowań pozostawił niemało farby. Dzięki temu 20
pojazdów mogło podążać jego tropem, jeżdżąc i krążąc
po licznych skrzyżowaniach, najczęściej mijając się
jadąc w przeciwne strony. Każdy miał swoją koncepcję
poszukiwań, swoją koncepcję pogoni. Gonitwa toczyła
się po asfalcie, po szutrze, po lesie ale sprytne
zwierzę choć ranne czmychnęło czym prędzej na metę.
Tam też jego śladem trafiły wszystkie ekipy, biorące
udział w pogoni w nadziei, że chwycą tą rudą kitę i
to im przypadnie puchar w tej nie lada zabawie. Po
trudach przebytej trasy, gdzie krew lała się
strumieniami, uciakający lis zastawił na kierowców
dodatkowe pułapki, placyki i słupki, a na nich
rewelacyjne wręcz próby samochodowe, które
przyniosły wiele adrenaliny i radości startującym
weń kierowcom. Za to wielka pochwała i oby więcej
tak przygotowanych prób samochodowych.
I już na samej mecie „już byli w
ogródku, już witali się z gąską” a tu lis znów dał
nogę do lasu i zmotoryzowani myśliwi musieli za nim
popędzić pomiędzy drzewami. A że lis był
sprytniejszy to zwiał, a uczestnicy gonitwy
poprzestali na znalezieniu ukrytego w lesie hasła,
którego sam organizujący rajd LIS, od nich następnie
szeptem wysłuchiwał.
Po tych wszystkich atrakcjach gonitwy
po lesie, poszukiwań farby broczonej przez lisa na
połowie skrzyżowań w Poznaniu, odpowiedziach na
postawione przez LISA pytania z trasy jak i teście
ze znajomości przepisów ruchu drogowego wyłonili się
zwycięscy tej szaleńczej gonitwy, połowa praktycznie
ex equo nie mówiąc już o 2 pierwszych miejscach. Za
kitę lisa chwycił jednak Marek Śmiglak i Dominik
Wegner, plasując się o 2,2 punktu korzystniej niż
Hubert Piątek i Beata Konon. Trzecie miejsce
przypadło Błażejowi Krotoskiemu i Katarzynie Drewers.
Każdy z myśliwych na koniec dostał nagrodę
pocieszenia i już myśli jak tu lisa przechytrzyć w
przyszłym roku.
Hubert Piątek
ZAPRASZAMY DO
KOMENTARZY
|